środa, 16 listopada 2016

Od Meilin cd. historii Bianci

Obudziłam się w celi. Można to tak nazwać. Ze ścian odpadał tylk, na podłodze leżał brudny dywan, nie prany chyba przez trzy lata. Ale właściwie, gdzie byłam? Nie miałam w ręce kija. Pożałowałam tego, bo z nim czułam się raźniej i to o wiele. Miałam też inne ubranko; zamiast jeansów miałam spodnie wojskowe ,,moro`` i czarny sweter. Na nogach miałam aktualnie czarne adidasy. Pobiegłam do drzwi. Ale były one zamknie. Szarpałam z całej siły za klamkę, ale nic nie pomogło. Oparłam się z wysiłku o ścianę. Coś tu nie gra. Przecież nikt nie może mnie trzymać gdzieś, wbrew mojej woli! Pf… W tej chwili czułam się bardzo samotna. Żeby ktoś ze mną był! To takie niesprawiedliwe… Usiadłam na dywanie. Ale o co tu chodzi, do jasnej cholery?! Usłyszałam kroki. Słychać było zgrzyt klucza. Drzwi otwarły się z hukiem. Zobaczyłam wysokiego, łysego mężczyznę. Wyglądał dość groźnie i się bałam, ale nie dałam tego po sobie poznać.
- Jak się nazywasz? – spytał
- Reyna Santos – skłamałam.
A bo co miałam powiedzieć? Prawdę?
- Dobrze, Reyna. – powiedział – wiesz, po co tu jesteś?
- Nie – prychnęłam – Jeszcze nie mówiłeś.
- Szkolimy dzieci do wojska.
- To mogłeś mi to zaproponować na ulicy – mruknęłam – A nie mnie od razu usypiać!
- Myślałem, że byś nie chciała. Masz rodzinę?
-Nie.
- To bardzo dobrze, bo tu zostaniesz.
Zacisnęłam pięści. Chyba zaraz uderzę go w twarz.

<Banca? Jak tam u ciebie?>


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz