środa, 2 listopada 2016

Od Logana cd. historii Bianci

Bianca wychodząc udzieliła mi paru wskazówek, od 6 do 7 śniadanie, cudnie. Powiedziała też, że jeśli sam nie przyjdę to wyciągną mnie siłą, na dodatek dostane kare, co ja małe dziecko, żeby iść do kąta. Wiem, że to na pewno nie ten rodzaj kary, ale ten przykład przyszedł mi pierwszy do głowy. Przetarłem oczy rękawem bluzy, czas iść wziąć prysznic. Poszło mi to sprawnie, przed położeniem się spać nastawiłem budzik w telefonie na 5.30, czemu tak wcześnie? Gdybym wstał o 6.00 wyglądało by to tak, jeszcze pięć minut i na końcu wstał bym o 7 obudzony przez nich. Poprawiłem jeszcze klapnięte włosy, choć i tak rano będą całe potargane, ale robiłem tak odkąd sięgam pamięcią. Po niecałych 10 minutach przewracania się z boku na bok zasnąłem.
Obudziłem się na dźwięk znanej mi melodii, zasada jeszcze pięć minut chciała mną zawładnąć, lecz dzisiaj się jej nie dałem. Rozciągnąłem się po całej długości łóżka, czas przeżyć piekło na ziemi z tą myślą wstałem i podszedłem do szafy. Wyjąłem z niej spodnie moro, bieliznę i czarną bluzkę na krótki rękaw, było tu tak gorąco jak w saunie. Spojrzałem na wyświetlacz telefonu 5.55 czas się zbierać, lecz jednak zostawię telefon w pokoju. Pociągnąłem klamkę i wyszedłem na korytarz, zamknąłem w miarę cicho drzwi. Tak w sumie nie wiedziałem gdzie iść, lecz coś podpowiadało mi, iż mam iść w stronę mniejszych numerów. a jakoś się odnajdę. I tak się stało poszedłem tam gdzie inne dzieciaki, trafiłem do stołówki, robiłem tak samo jak one, podszedłem po tackę z tym paskudnie wyglądającym żarciem, tylko, że ja usiadłem sam zboku. a nie w grupach jak inni. Pierwszy kęs tego paskudztwa, zero reakcji wymiotnej, czyli da się to jednak zjeść. Małymi kęsami jakoś zjadłem połowę tego czegoś. Spostrzegłem, że niektórzy wychodzą stąd z osobami ubranymi w mundurach, nagle ktoś położył mi rękę na ramieniu, odruchowo spojrzałem się w stronę postaci.
- Jesteś chyba nowy? Nigdy cię tu nie widziałem. - zaczął przyjaźnie
Był to młody chłopak o blond włosach, niebieskich oczach i łagodnych rysach twarzy. Przysiadł się do mnie ze swoją tacką, zwróciłem jego uwagę czy sam mnie znalazł w tym tłumie, o to jest pytanie.
- Tak, jakby. - odpowiedziałem mu
- Czyli nowy, jestem Stevenson a ty? - podał mi rękę
- Black. - ścisnąłem dłoń chłopakowi
- Mamy jeszcze około 10 minut, ten idiota zawsze się spóźnia.
- A idiota to kto? - dopytywałem się
- Nasz ukochany trener, radze ci mu nie podskakiwać, ma dziwne kary za nie przestrzeganie dyscypliny. - powiedział to zdanie ciszej bym tylko ja usłyszał
- Jak mnie nie wnerwi, to będę spokojny – mruknąłem
- Ostrzegałem jak coś, skończyłeś jeść? Coś czuję, że zaraz tu będzie....
Poszedłem za chłopakiem, odstawiliśmy tacki i jak przewidział po niespełna dwóch minutach w stołówce znalazł się młody, wysoki mężczyzna. Miał brązowe włosy i piwne oczy. Wyprowadził nas z stołówki i zaprowadził do strzelnicy, gadał coś o tym, że poznaliśmy już jakieś pozycje i je dzisiaj wykorzystamy. Przez cały czas patrzył tylko na mnie, Ręce wyżej, to nie ta pozycja, czy wy wiecie jak wygląda pozycja Natowska?! Black jak ty trzymasz tą broń?! krzyczał, lecz ja skupiałem się tylko na celowaniu, trafiałem w sto punktów. Wiedziałem, że to ślepaki, ale za każdy wystrzał z broni się dla mnie liczył. Nie spodobało mu się to, że go nie słucham widać było to po jego wyrazie twarzy.
- Black, gleba za brak subordynacji w postaci nie słuchania się dowódcy 100 pompek już! - wrzasnął. Wszyscy spojrzeli się na mnie zastanawiając się co zrobię.
- Nie. - sprzeciwiłem się, robiłem co należy. Może był zazdrosny o to, iż uczeń jest silniejszy od mistrza? Stevenson spojrzał na mnie zdziwiony.
- Co powiedziałeś? Gleba psie, masz ostatnią szanse!
- Nie wykonam rozkazu. - trwałem w swoim przekonaniu
- Dość tego Black, daj prawą rękę. - zadecydował zły
Ten rozkaz spełniłem, złapał ją mocno u nadgarstka po czym z jednej kieszeni swoich zielonych bojówek wyjął nóż taktyczny piłę, nie jeden by teraz błagał, przepraszał i szarpał się, lecz ja nawet nie drgnąłem. Rozciął w poziomie skórę, na mojej twarzy nie było żadnej reakcji nawet nie krzyknąłem kiedy ostrze wpiło się w skórę.
- To cie nauczy szacunku szczeniaku. Koniec treningu rozejść się! - wrzasnął i opuściliśmy to miejsce
Rozmawiałem jeszcze do skrzyżowania korytarzy ze Stevenson'em, jego też nie ruszył widok rozciętej dłoni, krew swobodnie po niej płynęła, gdzie nie gdzie skapując na podłogę. Po pożegnaniu się ruszyłem w stronę mojego pokoju. W tym samym miejscu co wczoraj spotkałem Biance tym razem nie uciekała, wyglądała jakby się przechadzała po tym miejscu. Tak jak się spodziewałem jej uwagę przykuła rana szarpana, która krwawiła.

<Bianca?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz