środa, 2 listopada 2016

Od Bianci cd. historii Isaac'a

Nie mogłam się teraz zdecydować, co było bardziej denerwujące i irytujące. Ten mężczyzna, czy jego stwór. Gdybym była jeszcze o odrobinę szybsza i zręczniejsza bym go złapała i udusiła, ale jestem tylko dzieckiem. No właśnie, tylko dzieckiem.
Czymś małym i słabym.
Weszłam z nim do stołówki. Przez całą drogę zastanawiałam się, czy go posłuchać. W sumie chyba było warto, bo inni strażnicy by jednak mi na prawdę niczego nie złamali. Eh... Tak więc wymusiłam u siebie chociaż trochę łez i oznak bólu. A w myślach przeklinałam jego, tego szczura, strażników i cały budynek! I siebie. Dlaczego? Bo byłam tylko głupim dzieckiem. I to mnie najbardziej denerwowało.
Dzieci to najsłabsze ogniwo, które z łatwością można złamać.
Gdy weszliśmy na stołówkę, wszystkie oczy zostały skierowane w naszą stronę. Puścił mnie, a ja usadowiłam tyłek w pustym stoliku i zaczęłam wbijać nóż w stół, robiąc w nim dziury. Nic mi nie zrobili, bo pewnie uznali to za oznakę słabości. W sumie to i dobrze. Jeśli będą myśleć, że mnie złamali, że to ja przegrałam, łatwiej mi ich będzie zaskoczyć, a tym samym zszokować i... uciec. Tak. Chyba żyję tu tylko dlatego, że mam jeszcze nadzieję na ucieczkę.
W końcu wybiła odpowiednia godzina. Wszyscy wyszli ze stołówki i podzielili się na grupy wiekowo. W końcu ten idiota zniknął mi z oczu, ale na jego miejsce pojawili się następni. Naszą grupą "władał" blondyn, jakoś po trzydziestce, jeśli nie miał czterdziestu lat. Był ubrany jak każdy w odpowiedni mundur, a widząc jego twarz, na którym malował się uśmieszek, chciała rzucić w niego kamieniem. Mocno, w twarz. Albo chociaż w skroń.
Pomimo deszczu jaki teraz szalał na zewnątrz przystąpiliśmy do treningów.
Małe, głupie i bezużyteczne dzieci, które mają im uratować tyłki.

<Isaac?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz