- ...A więc co zrobisz? - zapytał. Patrzyłam na niego jakby obojętnym wzrokiem, aż w końcu ruszyłam ramionami.
- A co mam zrobić? - przechyliłam głowę na bok nie spuszczając go z oczu.
- Uciec z pokoju, wziąć mnie za psychola, rozpowiedzieć wszystkim... - zaczął wymieniać. - Opcji jest dużo - dodał.
- A dlaczego miałabym cię wziąć za psychola? - dalej zadawałam mu pytania.
- Bo jestem mordercą - odwrócił się do mnie plecami, a ja przewróciłam oczami na daremno, bo i tak tego nie widział.
- Dlaczego mam tak uważać? Nie jesteś - powiedziałam obojętnie opierając głowę na dłoni, a łokieć na stole, przy którym siedziałam. Logan spojrzał na mnie kątem oka. - Robiłeś to, co musiałeś i tyle - wyprostowałam się. - Po za tym nic nie miałabym z tego, że bym się wygadała. A do tego wiszę ci przysługę, za uratowanie mi tyłka - dodałam i wstałam z krzesła. Podeszłam do drzwi i przyłożyłam ucho. Jeszcze tam byli. Słyszałam ich ciężkie kroki niosące się po korytarzu. Jakby duży czarny koń galopował po kafelkach swoimi ciężkimi podkowami.
Odwróciłam się plecami do drzwi i podeszłam do ponownie do stołu gdzie usiadłam na swoje krzesło.
- Wiem jak to jest być samotnym - westchnęłam i powiedziałam bardziej do siebie, niż do niego. - Mnie zabrali tutaj rok temu, wystrzeliwując całą rodzinkę i przyjaciół. A to tylko dlatego, że w naszej rodzinie panowała zasada Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. A najlepsze jest to, że zamordowali wszystkich przeze mnie w moje urodziny - wspomnienia uderzyły we mnie jak wielki młot. Sama nie wiem dlaczego mu to powiedziałam.
Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.
Teraz nienawidzę tego powiedzenia.
<Logan?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz