poniedziałek, 31 października 2016

Od Bianci cd. historii Logana

Na szczęście chłopak okazał się całkiem spoko. Schowałam się w jego szafie i siedziałam tam, aż nie usłyszałam ponownego trzaśnięcia drzwiami, które by wskazywało na to, że strażnicy wyszli. Do tego chłopak mnie nie wydał, a oni sami poszli mnie dalej szukać. Nagle szafa się otworzyła, a ja poczułam ciarki na plecach. Na szczęście i tak gdyby to byli oni, to by mnie nie widzieli przez ubrania, którymi byłam zakryta. Chłopak je odsłonił i kazał mi wyjść. Poczułam ogromną ulgę. Sam podszedł do łóżka, gdzie usiadł. Dopiero teraz mu się przyjrzałam. Był wyższy ode mnie i na pewno starszy, może i należał nawet do tych najstarszych dzieciaków w tym budynku. Miał ciemne oczy i włosy.
- Mam do ciebie parę pytań. Po pierwsze jak się nazywasz, bo nie chce mówić do ciebie wciąż dziewczynko, po drugie gdzie ja jestem i po trzecie czego oni od ciebie chcieli? A i gdzie moje maniery jestem Logan, Logan Black - gdy to mówił, ja oparłam się o ścianę i zaczęłam przyglądać się jego pokojowi. Niczym się nie różnił od innych. Normalnie, jakbym była u siebie, tylko, że nie z moimi rzeczami.
Spojrzałam na chłopaka.
- Bianca - podałam tylko imię, bo nie widziałam powodu, aby znał moje nazwisko. I tak z czasem się tego dowie. - Nie wiem czego chcieli - wzruszyłam ramionami, a on mi posłał pytające spojrzenie. - Obudziłam się w skrzydle medycznym, a raczej w laboratorium, przypięta do łóżka. Uciekłam, bo nie wiedziałam co się działo. Badania miałam dwa tygodnie temu, więc nie wiem - odpowiedziałam na trzecie pytania, a chłopak skinął głową na znak, ze zrozumiał.
- A co to za miejsce? - powtórzył drugie pytanie, jakbym go nie usłyszała, albo bym je ominęła.
- Nie wiesz? - przekrzywiłam lekko głowę w bok zdziwiona. Pokręcił przecząco głową, a ja westchnęłam. Nigdy nie lubiłem mówić po co tu jestem. - Słyszałeś, że mają nadejść wojny? - jego odpowiedź była pozytywna. - Ten kraj sobie ubzdurał, że jeśli będzie uczył od najmłodszych lat uczyć innych walki, to zwyciężą - posłał mi pytające spojrzenie. Dalej nie rozumiał? - Jest to budynek, w którym przetrzymują wszystkie dzieciaki z Filadelfii i szkolą ich na wojowników, czyli na morderców. Są tu bardzo surowe zasady, aby nauczyć nas tak zwanego szacunku - odparłam i wbiłam wzrok w ziemię przypominając sobie, jak mnie to zaciągnęli rok temu.

<Logan?>

Od Logana cd. historii Bianci

- Weź mnie nie wydaj – powiedziała wbiegając do mojego pokoju
Zdziwiłem się, musiała coś przeskrobać. Usłyszałem jak trzech lub czterech ludzi biegnie w moim kierunku. Kłopoty tylko to przyszło mi przez myśl. Dawno nie byłem w takiej sytuacji, wszedłem do pokoju zamykając po cichu drzwi, dziewczynka patrzyła się na mnie pytającym wzrokiem jaka będzie moja decyzja. Przygryzłem lekko dolną wargę i powiedziałem.
- Słuchaj, nie wiem co zrobiłaś i czy to twoja wina, ale chamem nie jestem i cię nie wydam.
- Dzięki – odpowiedziała
- Zaraz tu będą, co prawda nie uczyli się chyba zasad skradania. Właź do szafy zakryj się ciuchami i siedź cicho.
Nieznajoma zrobiła to bardzo szybko, zasunąłem za nią dokładnie drzwi szafy. Usiadłem na parapecie, patrząc się na las, w którym tak nie dawno jeździłem. Usłyszałem trzask sąsiednich drzwi, zaraz tu będą, tak jak przewidziałem drzwi zostały otwarte a do środka wparowała trójka mężczyzn. Posłałem im pełne pogardy spojrzenie.
- Czego? - zapytałem zły
- Nie pamiętam cię, ale widziałeś tu taką małą jędze? - spytał jeden z mężczyzn
- Człowieku dopiero co wstałem, a ty mnie już pytaniami zasypujesz. - odpowiedziałem mu
- Niech ci będzie, ale jeśli coś ukryłeś to masz przesrane młody. - powiedział wychodząc z swoimi ludźmi.
Słyszałem jak odchodzą w stronę korytarzy minus 100. Podszedłem do szafy odsunąłem lewe skrzydło i kazałem dziewczynie wyjść. Upadłem na łóżko rozciągając się, po tej czynności znowu usiadłem, mogłem przyjrzeć się jej uważniej. Rude włosy, jasna cera, ma pewnie nie więcej niż 13 lat.
- Mam do ciebie parę pytań. Po pierwsze jak się nazywasz, bo nie chce mówić do ciebie wciąż dziewczynko, po drugie gdzie ja jestem i po trzecie czego oni od ciebie chcieli? A i gdzie moje maniery jestem Logan, Logan Black.

<Bianca?>

Od Victori

Jechałam pewnym autokarem w stronę centrum Filadelfii. Ku mojemu zdziwieniu jechały same dzieci, byli również opiekunowie ubrani w moro. Zastanawiałam się gdzie ja jadę z taką gromadą dzieci? Najwyraźniej nie pamiętam co wydarzyło się wczoraj oraz jak do tego doszło. Pamiętam tylko tyle że w pewnym momencie "odleciałam". Piłam wraz ze znajomymi w lesie. Może opiekunowie mnie znaleźli w głębi lasu? Zaczęłam patrzeć wzdłuż autokaru, by sprawdzić czy tylko mnie z gromady zabrali wtedy z lasu. Patrzałam na sam koniec autokaru i zobaczyłam swoich znajomych, ulanych w trupa. Spali, nie ruszali się. Pewnie i oni będą zdziwieni jak się obudzą. Minęło z dobre 30 minut, oni nadal się wybudzili, spali jak kamień. Po krótkim czasie wjechaliśmy na plac pewnego budynku. Był on wręcz ogromny, tak samo jak plac. Wokół bram były druty, zastanawiałam się czy ja trafiłam do zakładu poprawczego albo nawet i gorzej? Autokar stanął, opiekunowie każą nam wszystkim stać i udać się do wyjścia. Gdy zaczęłam wychodzi patrzę że tamci obudzili się, w końcu. Pewnie jest to dla nich wielki szok jak dla mnie. Słyszałam krzyk opiekunów i ich wybierających z tylnej części autokaru. Wszyscy stanęliśmy w szeregu. Zaczęli nas obliczać. Było nas 47. Zaczęli krzyczeć na nas jak mamy się ustawić, prosto i na baczność. Wtedy jeden z opiekunów pstryknął palcem. Przyszły 3 kobiety z tego ośrodka mające po kilkanaście sztuk mundurów w moro. Podała mi jeden z mundurów. Chcąc dowiedzieć się o co tutaj chodzi, zapytałam:
- Co tu się dzieje? Gdzie ja jestem? Dlaczego tu są same dzieci?
Opiekunka spojrzała na mnie swymi niebiesko błękitnymi oczyma i odparła:
- Znajdujesz się w budynku wojskowym gdzie zostaniesz wyszkolona jak i inne dzieci na żołnierzy.... - Zaraz po tym spojrzała się na drugiego opiekuna i potem zaś na mnie i dodała:
- Na morderców - wybełkotała kobieta i szybkim krokiem poszła rozdawać mundury dalej.
Byłam zaskoczona tą całą sytuacją. Że ja miałabym być mordercą? Nie wyobrażam sobie dzieci oraz siebie z karabinem w ręku. To było smutne wiedząc że i tak kiedyś polegniesz na bitwie.
Nagle rozdzielili nas, na tych młodszych i na starszych. Na szczęście będę przy boku mojej gruby z imprezy. Oni też nie wiedzieli o co tutaj chodzi. Powiedziałam im to co przekazała mi opiekunka. Byli przestraszeni. Pomimo faktu iż jesteśmy starsi chyba od wszystkich dzieci jakich tutaj byli zebrani.
Poszliśmy do swoich pokoi. Michael, mój przyjaciel zaczyna mnie wypytywać co będzie dalej, czy rodzice o tym wiedzą. Nie wiedziałam jak mu odpowiedzieć. Sama nie znałam odpowiedzi na to pytanie. Mam nadzieję że rodzice czują się dobrze i im nic złego się nie stanie...

niedziela, 30 października 2016

Od Bianci cd. historii Logana

Stawiam kolejne łapy na mokrym jeszcze śniegu, który przylepia się do moich łap, przez co moja podroż jest utrudniona. Jest mi coraz ciężej, a śnieżyca postanawia nie ustawać. Idę pod wiatr czując, jak każdy płatek śniegu wchodzi pod moje futro, mrożąc mnie żywcem. Jednak idę dalej, byle by się nie zatrzymać, a gorzej, żeby nie zawrócić. Muszę iść przed siebie. Po chwili widzę światło. Ale nie światło takie, które widzą umierający. To bardziej... pociąg! Za nim dźwięk lokomotywy przedrze się wpierw przez śnieg, a następnie moje uszy, zeskakuję z torów, na jakich stałam. Gdy maszyna przejeżdża obok mnie, tracę równowagę przez wicher stworzony przez nią. Pędził jak oszalała, a ja trafiłam na śliski śnieg. Nie mam kiedy wbić pazurów w lód, gdyż za nim się obejrzę, zaczynam się toczyć, niczym mała biała kulka śniegu z górki. Świat wiruję. Nie mogę się zatrzymać, aż w końcu na mojej drodze stoi drzewo. A dalej las. Nie mam szans się zatrzymać, więc czekam na zderzenie.
W końcu się obudziłam, niestety przypięta do łóżka szpitalnego. Zobaczyłam najpierw biały sufit, a potem do mojego nosa przypłynął ten okropny zapach chemikaliów. Podniosłam głowę i zobaczyłam pustą salę. Niczego nie pamiętałam ze wczorajszego dnia i nie rozumiem, dlaczego tu się znajdowałam. Kolejne badanie? Przecież odbyły się one tydzień temu i wyszły pozytywnie, tak więc o co im może chodzić? Bez namysłu wszystko z siebie pozdejmowałam i zeskoczyłam z łóżka. Bez oglądania się pobiegłam do drzwi i w samym progu wpadłam na lekarza.
- Ej! Gdzie ty uciekasz?! - krzyknął.
Chciał mnie chwycić za ramiona, ale zdążyłam przejść pod jego nogami i dalej biec przed siebie. Słyszałam za sobą rytmiczny bieg, który przerodził się w pościg. Goniło mnie jakoś trzech strażników, jednak ja byłam na prowadzeniu. Nie chodziło tu tylko o szybkość, ale także o to, że za nim oni zostali powiadomieniu o mojej ucieczce, ja byłam już paręnaście metrów od nich. Gdy odwróciłam głowę, aby sprawdzić czy są blisko, wpadłam na jakiegoś chłopaka. Był ode mnie większy, tak więc on utrzymał równowagę, a ja wylądowałam na ziemi z łoskotem.
- Weź mnie nie wydaj - powiedziałam szybko nawet mu się nie przyglądając, po czym wbiegłam do przypadkowego pokoju. Nie zdążyłam przyjrzeć się numerowi, ale było to piętro z numerami od setki. Przywarłam do drzwi plecami nasłuchując i modląc się, aby ten ktoś mnie nie wydał. Wiem, że tak czy siak będę miała przesrane od nich, ale jednak wolę wpierw ochłonąć, przypomnieć sobie wczorajszy dzień i wtedy przyjąć wszystko jak na człowieka przystało.

<Logan? Wybacz, że czekałeś>

piątek, 28 października 2016

Od Logana

Połowa mojego życia jest zasłonięta grubą czarną opaską. Nic dziwnego, w dzisiejszych czasach prawie wszystko co widzimy i słyszymy jest propagandą. Jestem osobą potrafiącą zapamiętać każdy przedmiot, pokój a także miejsce. Moje oczy są zasłaniane zawsze gdy mam czegoś nie pamiętać. Może gdyby moi rodzice żyli to wszystko wyglądałoby inaczej, chodź w to wątpię. Ten świat byłby i tak miejscem, w którym roi się od szyderców i zła.
***
Obudziłem się w kremowym pokoju, chwile zastanawiałem się co ja tu robię, ale po chwili uświadomiłem sobie co się stało. Zostałem przeniesiony, nie zastanawiając się długo wstałem i rozejrzałem się po pokoju. Powiem wam szczerze, że zaszaleli. W pokoju znajdowało się dwuosobowe łóżko koloru czarnego, na którym rozłożona była biało-czarna pościel. W prawym koncie znajdowała się rozsuwana szafa z trzema komorami. Natomiast w lewym biurko, nad którym wisiał zegar ścienny wskazujący godzinę 15.30. Moją uwagę przykuło okno z szerokim parapetem, bez zastanowienia podszedłem i usiadłem na nim wpatrując się w widoki za oknem. W oddali zauważyłem lasek, spojrzałem jeszcze raz na biurko i zauważyłem na nim mojego iphone'a. Jak zawsze wyjęta karta SD i Sim. Na szczęście zostały na nim wszystkie aplikacje. Otworzyłem aplikacje śledzącą moje Kawasaki, i co się okazało? Tak było tutaj, iskierki zagrały mi w oczach. Spojrzałem na swój strój, brudny i rozdarty gdzieniegdzie. Przesunąłem drzwi szafy, tak jak się spodziewałem były tam rzeczy na zmianę. Ubrałem szybko czarne dżinsy oraz czarną bluzę z białymi napisami. Po tych czynnościach podszedłem do drzwi, zauważyłem obok nich jeszcze jedne pewnie prowadzące do łazienki. Nacisnąłem klamkę, spodziewałem się, że będą zamknięte, a tu proszę otwarte. Wyszedłem na korytarz pełen od drzwi oznaczonych różnymi liczbami, obejrzałem się za siebie, na moich widniała liczba 130. Szedłem tam gdzie prowadziła mnie apka, zdziwił mnie brak żywej duszy. Nigdzie nie było widać człowieka, w sumie to i dobrze, rozglądałem się po tym miejscu, było tu dużo korytarzy i gdzie nie gdzie brak oznakowanych drzwi musiały to być miejsca bardziej ważne. Wreszcie dotarłem zdjąłem czarną płachtę z ścigacza i zająłem się blokadami kół. Parę lat na ulicy nauczyło mnie jak to się robi i po chwili zielono-czarna „bestia” była wolna. Kluczyki były w stacyjce, kask na kierownicy, co tu się zastanawiać trzeba jechać. Pędziłem przez las z tym uczuciem kiedy wsiadłem na tą maszynę po raz pierwszy. Przez małe zagapienie wjechałem na korzeń i straciłem równowagę upadając. Odchyliłem mocno głowę do tyłu, tak tego mi brakowało. Nie zwróciłem uwagi na to, iż zrobiłem dziurę w spodniach i to, że jestem cały brudny od piasku. Wstałem i ruszyłem dalej, gdy przejechałem już spory kawałek poczułem głód i zmęczenie. Nic dzisiaj nie jadłem i szybko wyczerpałem organizm jazdą. Zobaczyłem godzinę na telefonie dochodziła 18. Westchnąłem poprawiłem Kask i zawróciłem, spytasz się pewnie dlaczego? Masz szanse uciec hello? Odpowiem ci, znajdą mnie najszybciej jak potrafią, Kawasaki jest zarejestrowane a szkoda mi tej „zabawki”. Będzie jeszcze dużo okazji na ucieczkę. Zapamiętałem bezbłędnie całą drogę, tuż przed budynkiem zeskoczyłem z maszyny i wprowadziłem ją bezszelestnie do budynku. Zablokowałem koła i przykryłem ścigacz płachtą zostawiając kluczki w stacyjce. Kierowałem się do pokoju 130, gdy wpadłem na jakąś dziewczynkę.

<Bianca?>

czwartek, 27 października 2016

Logan Black

 http://ri.pinger.pl/pgr477/e3a005e00001737a522a3176/bernat.jpg
Imię i Nazwisko| Logan Black
Wiek| 17 lat
Charakter| Uśmiech? Zniknął z jego twarzy 9 lat temu, ale czasem się ujawnia. Szczęście? Zapomniał co to za uczucie. Mimo tego wszystkiego próbuje czerpać garściami z życia. Miały być studia, lecz była ulica i przeszłość kryminalna. Urodzony w Nowym Yorku, rodzice? zginęli przez mafie, ostał się tylko on. Został groźnym przestępcą złapanym w obławie policyjnej. Logan na pierwszy rzut oka wydaje się zgorzkniały do szpiku kości, lecz gdy się go pozna bliżej okazuje się przyjacielski. Oczywiście została w jego sercu jakaś cząstka współczucia i wrażliwości. Chłopak jest dobrym słuchaczem, szanuje osoby, które się przed nim otwierają. Czasami na polu walki nie zważa na polecenia, wtedy liczy się tylko przeżycie i wygranie. W życiu kieruje się zasadami takimi jak: „Zabij albo zostań zabitym” lub „Padłeś? Powstań! Podnieś broń i biegnij dalej”. Woli pracować sam, lecz zespół mu nie przeszkadza. Nienawidzi gdy ktoś traktuje go ulgowo, zawsze stara się wykorzystać 100% wszystkich możliwości. Nie pozwala też sobą pomiatać, jego wzrok może „zabić” słabych psychicznie. Lubi wpatrywać się w widoki za oknem, gdy to robi zastanawia się jak wyglądałby świat bez wojen, cierpienia, bólu i strachu.
Zauroczenie| Brak
Umiejętności| Najważniejszą umiejętnością Logana są oczy, które potrafią zapamiętać każde miejsce nawet jeśli był tu dopiero pierwszy raz. Dlatego podczas misji na orientacje w terenie są dobrze zasłaniane grubą, czarną, opaską. Kolejną zdolnością jest zwinność i szybkość, lubi biegać na długie dystanse, jako przestępca uprawiał parkur, który często wykorzystuje podczas treningu. Kocha strzelać z broni, nigdy nie chybia, lecz nie wybrzydza kiedy musi użyć broni białej. Jest też jak na chłopaka przystało silny. Poza polem walki interesuje się jazdą konną, jeździ także swoim Kawasaki Ninja ZX-10r
Kontakt| vassalord

sobota, 22 października 2016

Leo di Angelo

Imię i Nazwisko| Leo di Angelo
Wiek| 18
Charakter To osoba biorąca życie bardzo lekko. Léo nie da się niczym zdenerwować, nic nie ma dla niego znaczenia. W życiu codziennym rzadko wykazuje jakieś uczucia, bywa oziębły i szorstki. Nie pragnie wpływać na decyzje otoczenia. Często się spóźnia, ponieważ coś takiego jak punktualność nie istnieje w świadomości Léo. Wiele z jego zachowań charakteryzuje się odtwórczością, ponieważ ma dobrą pamięć. Człowiek zamknięty w sobie, mrukliwy i uparty. Czasem jego uczucia są nieprawdziwe, często przesadzone i wręcz udawane. Ma chwiejny charakter i często zmienia zdanie, jego opinie np. o innych są różne w zależności od aktualnego samopoczucia. Wytrwały. Zdecydowanie należy do grupy ryzykantów. Co za tym idzie, jest też odważny, bo nie da się ryzykować bez ani krzty odwagi. Często używa ironii. Nie lubi natrętnych żartów i kpin. Oczywiście to nie znaczy, że zachowuje się jak sierota. Umie zapluć jadem, porządnie dać w mordę gdy trzeba. Trudno zdobyć jego zaufanie. A gdy już się uda... No... W każdej chwili możesz już nie mieć go za przyjaciela. Gdy powiesz choć jedno małe słowo, które ci powiedział... Po tobie. Nie szanuje ludzi. Jest w stosunku do nich nie miły. Ludzie - zawodzą. Uwielbia zwierzęta. Są dla niego naprawdę ważne. Najbardziej lubi psy, kucyki (nie konie!). Jego kochany pies zginął przez Rosjan. Przez to zabiłby każdego, kogo spotka. Kiedyś także posiadał kucyka. Jako mały chłopiec czyścił go od rana do nocy. Nic innego nie było ważne. Tylko kucyk. Niestety umarł na raka. Léo gdy go poznasz jest czasami miły, lecz i zazdrosny. Może coś jeszcze powinnam dodać, ale to chyba wystarczy.

środa, 19 października 2016

Victoria Swan

 http://img11.deviantart.net/5158/i/2014/362/f/0/today_i_dream_by_rinksy-d8bl1pk.jpg
Imię i Nazwisko| Victoria Swan
Wiek| 17 lat
Charakter| Jest to dziewczyna pochodząca z małej wsi. Przez pewien okres zbuntowała się. Zmieniła kolor włosów, zrobiła sobie kolczyk oraz tatuaż. Dziewczyna jest realistką, czasem możne się wydawać, że jest pesymistą. Jest osobą szaloną, miłą, przyjacielską oraz bardzo odważną. Potrafi być szczera do bólu - bo tak ją życie nauczyło. Ma 2 wierne przyjaciółki oraz dość dużo znajomych. Ma kilka wrogów, których nienawidzi i omija ich szerokim łukiem. Victoria jeździ konno oraz jeździ motocyklami. Kocha bardzo zwierzęta i lubi z nimi przebywać. Ma zawsze swoje humorki, jest bardzo emocjonalna. Lubi być w gronie znajomych, lecz czasem ma takie chwile, że chce pozbyć się sama przez jakiś dłuższy czas. Victoria jest osobą słuchającą rapu oraz lekkiego rocka. Pali papierosy i rzadko pije alkohol. Przeżyła bardzo smutne oraz złe chwile. Od tamtego czasu właśnie zaczęła palić papierosy, jak ona o tym mówi - „Dzięki nim uspokajam się". Miała problemy z policją, grozi jej nawet kurator. Uciekała często z domu i potrafiła nie wracać do niego nawet przez tydzień. Spała w lasach lub w ambonach położonych obok jej pól. Z grzecznej dziewczynki wyrosła zbuntowana dziewczyna.
Zauroczenie| Brak
Umiejętności| Jest szybką i zwinną osobą. W młodości biegała na długie dystansy. Jest silna, chodzi na siłownię i trenuje karate. Nigdy nie odpuszcza, i nigdy nie przestaje się poddawać. Zawsze musi osiągnąć cel - zdobywać szczyty gór. To bardzo odważna osoba, gdyż nawet interesują ją kaskaderskie wyczyny. Profesjonalnie jeździ motocyklami oraz motocrossami. Dziwne by dziewczyna tak mocno pokochała te pasje. Rzadko się widzi dziewczyny jadące Yamahami czy Hondami po ulicy. Również jeździ profesjonalnie konno. Ponadto powoli zaczyna uczyć się jeździć samochodami. Uczy się na swojej Audi R9, a czasem na BMW M3. Są jej to ulubione marki samochodowe.
Kontakt| Aeon

piątek, 14 października 2016

Od Sallei

Wojny.
Wojny, wojny, cholerne wojny.
Ktoś sobie je wymyślił, ale dlaczego? Czy naprawdę był to ten mały, pojedynczy człowieczek, który pewnego słonecznego dnia postanowił przejąć władzę nad światem?
Wątpię.
Po prostu cały świat, od wiek wieków, wariował, a ludziom przewracało się w głowach. Zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że bycie człowiekiem to choroba zakaźna. Ludzie chcieli wojen – od zawsze – nie licząc się ze zdaniem tych ludzików pomniejszych. Ale czy mam im coś do zarzucenia? Sama jestem tym człowiekiem, tym większym, który tworzy dzisiejszy świat. Dlaczego, mimo tych nieszczęść, które mnie dotąd spotkały, wciąż uważam moją służbę wojskową za przywilej? Czy to ze mną jest coś nie tak? Stawiam żywot mojego kraju ponad swój własny… Ponad żywot swoich bliskich. Ale co oni mają do gadania? Również zginęli podczas w o j n y. Nie z mojej winy. Nie z winy wojska. Nawet nie z winy sił przeciwnych.
Tak naprawdę to chyba każdy jest kowalem własnego losu. Mój ojciec wybrał walkę za kraj, moja matka, moi bracia, ci rozkoszni bliźniacy. Polegli z własnej woli, jak sądzę. A skoro cała moja rodzina tak skończyła, chyba – prędzej czy później – i mnie przyjdzie tak odejść. Ale, być może, dzięki mnie kraj będzie istniał jeszcze wiele, wiele wieków – a ja jestem zwykłym, marnym człowieczkiem, który prędzej czy później umrze. Wszystko, byle tylko pamięć o nas przetrwała jak najdłużej!
- Sallei Blackfyre! – czuję silne uderzenie, od którego prawie tracę równowagę, jednak po paru sekundach wracam do pionu i odwracam się w stronę generała.
- Przed szereg! – donośny głos rozległ się po polu, na którym staliśmy zgromadzeni, my, dzieci wojny – Sto dwadzieścia pompek, już!
Posłusznie zaczęłam wykonywać ćwiczenie. Po kilkudziesięciu powtórzeniach ręce zaczęły mnie boleć niemiłosiernie, ale nie przestawałam. Robiłam wszystko, by tylko nie pokazać mojej słabości. Dam radę, przecież już nieraz ćwiczyłam w ten sposób. Przecież robiłam nawet i więcej pompek. Dam radę, dam radę, dam radę. Jestem silna.
Wróciłam z powrotem do szeregu, mierząc generała wzrokiem i starając się nie pokazywać mojego zmęczenia. Odetchnęłam głęboko.
- Więcej już nie będę powtarzać! – kontynuował swoim chrapliwym głosem – I nie będę tolerował zamyślania się, panno Blackfyre! – w tym momencie zrobił chwilę przerwy na oddech, po czym wziął się za omawianie poprzedniego tematu - W związku z ostatnim projektem, wasz oddział zostanie dzisiaj wystawiony na nietypowy trening. Co mam na myśli? Zostaniecie zawiezieni do Blackwood Pine, zalesionego ośrodka szkoleniowego, by tam przetestować wasze, trenowane zresztą niedawno, umiejętności przetrwania. Każdy z was dostanie jeden mały plecak – unosi w górę szmacianą torbę – Będą tam dwie butelki wody, trochę prowiantu i amunicja. W lesie spędzicie tydzień i będziecie musieli sobie poradzić. Uczyliśmy się już strzelać z broni palnej, uczyliśmy się zasad orientacji w terenie, uczyliśmy się kamuflażu oraz znajdywania kryjówek. Wasz oddział jest najmniej liczebny i najnowszy, dlatego też właśnie on, i t y l k o on jest poddawany projektowi, w ramach jego testu. Nie łudźcie się, że będziecie mogli uciec, gdyż ośrodek, choć rozległy, jest ogrodzony i monitorowany. Nie będę tolerował niewykorzystania nabytych umiejętności, a ci, którzy zdecydują się NIE PRZEŻYĆ treningu, zostaną publicznie okryci hańbą. Zrozumiano?
Wojna. Wojna, cholerna wojna.
Co oni robią z dziećmi. Nie licząc mnie, dorosłej już osoby, która dobrowolnie wstąpiła do wojska – dlaczego skazują dziesięcio-, dwunastoletnie dzieci na takie rzeczy? Fakt faktem, że ten oddział treningowy liczył jedynie piętnaście osób, ale mogliby pomyśleć o dzieciach, które być może nie dadzą rady na tym ZBYT wymagającym „treningu”.

***

Zostaliśmy wypuszczeni parami w różnych sektorach. Mnie przypadła na oko młodsza ode mnie dziewczyna o niespokojnym spojrzeniu i drżących, sinych wargach.
- Chodź – mruknęłam, zwracając się do niej – Nie chcesz chyba tu stać wieczność, hm?
Nie odpowiedziała, a jedynie westchnęła cichutko.
- Nie to nie, samej będzie ci trudniej – zdjęłam mój plecak, by wyciągnąć z niego amunicję. Schowałam ją do zapinanej kieszeni w mojej kurtce, by mieć do niej szybszy dostęp. Z powrotem zarzuciłam na siebie torbę i ruszyłam leśną ścieżką, nie oglądając się za siebie. Po paru krokach usłyszałam jednak za sobą dźwięk łamanych gałązek i szeleszczących liści. Przystanęłam i, nie odwracając głowy, poczekałam, aż dziewczyna mnie dogoni.
- Czyli jednak? – zwróciłam wreszcie wzrok w jej stronę, nie zmieniając wyrazu twarzy.

<Diana?>

Sallei Blackfyre

http://celebritytoob.toobnetwork.com/wp-content/uploads/sites/5/2014/04/Beautiful.gif 
Imię i Nazwisko| Sallei Blackfyre
Wiek| 18 lat
Charakter| Nie wyczytasz nic z jej mimiki. Nie zobaczysz jej uśmiechu. Wyraz twarzy Sallei nigdy się nie zmienia i zawsze pozostaje ten sam, bez żadnych emocji. Nie ujrzysz błysku w jej oku ani nie poznasz po niej, że najchętniej teraz by cię udusiła. To oziębła dziewczyna, z którą ciężko normalnie porozmawiać. Nie mówi zbyt wiele o sobie i unika tych tematów niczym ognia. Raczej z nią nie pożartujesz ani się nie pośmiejesz, gdyż dziewczyna ta jest poważna i trzeźwo myśląca, przez co nie daje się ponieść „głupawkom”. Gdy coś robi, jest na tym maksymalnie skoncentrowana i nie znosi, kiedy ktoś jej przerywa bądź umyślnie przeszkadza. Gdy ktoś ją skrzywdzi, odpłaci się dwa razy mocniej i bez żadnych ceregieli, co czyni ją bardzo mściwą i bezwzględną osobą. Zdaje się być naprawdę odważna i nie stresuje się nawet w najbardziej ekstremalnych sytuacjach. Jako przyjaciółka – wbrew pozorom – jest lojalna i naprawdę pomocna, a swych bliskich broni niczym lwica. Nie boi się zaryzykować – nawet życiem – gdyż nie uważa swojego obecnego położenia jako godnego egzystencji. Jest bardziej podstępna aniżeli prawdomówna i potrafi skłamać w obronie własnej albo przyjaciela. Pomimo jej poświęceń, jest bardziej lojalna krajowi niż swym znajomym, gdyż uważa, że „kraj może, dzięki niej, istnieć o wiele dłużej, a człowiek i tak żyje marne parędziesiąt lat”. Mogłaby więc poświęcić kogoś jej bliskiego w sytuacji naprawdę tego wymagającej – i tak już podczas wojny straciła praktycznie całą rodzinę, więc mało kto jej został oprócz znajomych. Jest wierna tradycjom, a nie nowym zasadom, i nie bałaby się wyjść przed wszystkich agresorów i otwarcie mówić o swoich odmiennych poglądach. Jest pewną siebie i zdecydowaną dziewczyną, która zdaje się nie mieć żadnych wątpliwości.
Zauroczenie| W obecnej sytuacji to nie ma sensu.
Umiejętności| Sallei już wiele się nauczyła przez te swoje osiemnaście lat życia. Nie polega na innych, gdyż wiele razy już się zawiodła, więc ufa swoim własnym, wyuczonym umiejętnościom. Jest doskonałą wojowniczką, która walkę bronią – zarówno palną jak i białą – ma opanowaną do perfekcji. Zawsze nosi przy sobie broń, gdyż wtedy czuje się pewniej i bezpieczniej. Jest również dość dobra, jeśli chodzi o kamuflaż i ukrywanie się – potrafi poruszać się bezszelestnie, a co za tym idzie – śledzić wrogów. Dzięki swemu doświadczeniu jest często wysyłana na te bardziej ryzykowne ekspedycje, a armia na niej polega. Nie jest najlepsza, jeżeli chodzi o wytrzymałość, za to całkiem dobrze idzie jej bieg sprintem – byle nie przez dłuższe odległości. Za plus można by również uznać jej szybką reakcję – nie ma wątpliwości i nie waha się przed oddaniem strzału, nawet, jeżeli oznaczałoby to zranienie kogoś bliskiego – ale skoro ten ktoś wcześniej ją skrzywdził lub ją zdradził, to nad czym mogłaby się zastanawiać?
Kontakt| micasa [h]

Diana Iwanow

 https://65.media.tumblr.com/00764f2d58aca88479527aa391bdc699/tumblr_ncmq8dZIXR1r3x6joo1_1280.jpg
Imię i Nazwisko| Diana Iwanow
Wiek| 16 lat
Charakter| Niektórzy mogą myśleć, że Rosjanki to królowe przepychu. Że kochają pieniądze, są pewne siebie i zawsze mają bogatych mężczyzn. Może i tak, kobiety w Rosji z wyższych sfer takie są, ale Diana do nich nie należy. Urodziła się w malutkim mieście dzięki swojej matce - rodowitej czterdziestoletniej Rosjance i dwudziestoletniemu Amerykanowi. Nikt nie wie, dlaczego tak młody chłopak zostawił wszystko i wyjechał do Rosji, a w dodatku dla starej, schorowanej kobiety. Ale w końcu serce nie sługa, prawda? Przez pierwsze pięć lat po urodzeni Diany mieszkali w Rosji. Dziewczynka starała się pomagać mamie, jak tylko mogła, mimo że była tak malutka. Już w wieku czterech lat wiele się nauczyła. Nigdy nikt jej nie lubił. Rówieśnicy nie chcieli się z nią bawić, wyśmiewając ją za plecami. Od zawsze była dziewczynką bardzo, naprawdę bardzo, wrażliwą, więc gdy nikt nie patrzył, siadała w kącie i płakała. Tak zostało jej do dzisiaj, choć zawsze robi to tak, by nikt, absolutnie nikt o tym nie wiedział. Gdy miała pięć lat, rodzice postanowili wyjechać do Ameryki. Diana bardzo się cieszyła, miała nadzieję, że to wszystko się już skończy. Popychanie na podwórku przed domem, wyśmiewanie...miała dość, choć była tak malutka. Po roku w Ameryce, mama Diany zmarła. Przez długi czas chorowała na ciężką chorobę, z która po prostu przegrała. To był cios dla dziewczynki. Zamknęła się w sobie, nie chciała chodzić do szkoły. Wtedy zrozumiała, jaki świat jest straszny. Od tego czasu stała się bardzo nieufna. Nie potrafi już z nikim normalnie rozmawiać, a o otworzeniu się nie ma mowy. Jednak mimo wszystko stara się być jak najbardziej pomocna. Potrafi każdego obdarować uśmiechem, nawet jeśli musi być wymuszony. Czasami chciałaby po prostu zacząć żyć. Zapomnieć o wszystkim, odrzucić zmartwienia.
Zauroczenie| Szuka kogoś, przed kim mogłaby się otworzyć i kot mógłby się nią zaopiekować.
Umiejętności| Diana w każdym możliwym momencie stawia na spryt. To właśnie on jest dla niej najważniejszy. Dzięki jej smukłej budowie może szybko i prawie niezauważalnie wszędzie przemknąć. W walce również stawia na szybkość, bo bardzo szybkie uniki, jak i ciosy, to jej specjalność. Uwielbia noże, mogłaby walczyć tylko i wyłącznie nimi, chociaż dobrą bronią palną też nie pogardzi, zwłaszcza, że ma świetnego cela. Prawie nigdy nie chybi. Potrafi też strzelać z łuku, choć w tym nie jest taka świetna. Dalej pracuje nad zwinnością, choć i tak ma bardzo wysoki poziom. Uwielbia biegać i skakać, a potrafi to robić bardzo dobrze. W Rosji zawsze wygrywała wyścigi na podwórku. Posiada też talent artystycznym który rozwinęła w Ameryce. Może się on bardo przydać, przy rysowaniu dokładnych map. Poza tym świetnie wychodzą jej portrety, co również może być przydatne.
Kontakt| Kocica123876

Od Bianci cd. historii Issac'a

Ten mężczyzna coraz bardziej mnie denerwował, zapewne jak wszystkich. Nienawidziłam ludzie stąd, a czasem się zastanawiałam, czy bardziej nienawidzę tych dzieciaków, niż ochroniarzy. Dlaczego? Skoro jesteśmy uczeni do walki, wręcz stworzeni do zabijania i jest nas chyba z dziesięć razy więcej niż ludzi dorosłych, wszyscy byśmy mogli się na nich wręcz rzucić. Wymyślić dobry plan i tyle. A tak? Każdy mówi jak to ich nienawidzi, wyzywa, nie szanuje tego budynku, ale jak co do czego dojdzie to ratują tylko swoje d*py. Jakoś nie mogłam się opanować i chociaż wiedziałam, ze to nic nie da, uderzyłam tego gościa. On jednak tylko złapał się za szczękę i chwycił mnie za rękę, machając nią jak jakąś martwą częścią ciała. Zmarszczyłam brwi.
- Chyba wiem, jestem tu dopiero dwa lata - mruknęłam próbując oswobodzić rękę, jednak to było nieudolne.
- Nie szamotaj się - rozkazał, po czym wyciągnął mnie ze stołówki. Czułam na sobie wzrok innych dzieciaków, ale nie obchodziło mnie to. W porównaniu do nich zawsze próbuję coś zrobić, chociaż szczerze mówiąc jeszcze nigdy nie próbowała uciec. Może to kiedyś zrobię, ale gdy będę gotowa. Teraz muszę sobie tutaj poradzić.
Mężczyzna wyciągnął mnie na pusty korytarz, dając do zrozumienia innym jego kolegom, że sobie poradzi. Zostawili ans samych i teraz stałam sama z obcym towarzyszem na pustym korytarzu.
- Puść mnie - warknęłam dalej próbując wyciągnąć rękę z jego uścisku, ale on jedynie ją bardziej zgniótł. Zaczynałam przestawać czuć krew w dłoni. Tak jakby właśnie zaraz miała zostać oderwana od reszty ciała i tyle.
- Najpierw się uspokój. Jakbyś rzuciła się na kogoś innego, skończyłoby się to gorzej - powiedział stanowczym głosem, dalej mnie nie puszczając. Mogłam go ponownie uderzyć, bo miałam drugą wolną rękę, ale to nic by nie dało. Musiałabym mieć więcej siły, albo trafić w takie miejsce, że musiałby być zmuszony do puszczenia mnie. Przez chwilę się zastanawiałam, aż w końcu machnęłam jednocześnie nogą i ręką. Dłoń wycelowałam w jego twarz. Tak jak chciałam, złapał ją, a nogą mogłam go swobodnie uderzyć w krocze. Automatycznie mnie puścił i się zgiął. Dobrze wiedziałam, że już się nie uratuje, tak więc nawet ucieczka byłaby zbędna i niepotrzebna. W końcu by mnie wyciągnęli z pokoju, zmuszając do jakiś tortur czy kar. Stałam tak parę kroków od niego. Po paru sekundach jednak się wyprostował, nie wywarzając na ból członka.
- Nie ma nic gorszego od złamanego serca. Nawet śmierć była by dla mnie ulgą - oznajmiłam mu.
Do głowy powróciło to ostatnie wspomnienie z rodziną. Pamiętam to dobrze, stało się to dziesięć lat temu. W moje urodziny, gdy wszyscy się świetnie bawili, a potem leżeli martwi na ziemi.

<Isaac?>

Od Isaac'a cd. historii Bianci

Dziewczynka nawet nie starała się udawać, że choćby toleruje obecność mężczyzny przy tym samym stole, przy którym ona właśnie kończyła – ciekawe dlaczego – jeść. Nie miała ochoty się z nim zadawać... widział to on, widzieli to inni, i obie strony to rozumiały. Choć Isaac musiał przyznać sam przed sobą: Uwaga o chorobie Jasa nieco go uraziła. Mała opuściła stół najprędzej, jak tylko mogła, podczas gdy Isaac brał dopiero pierwszy kęs swojego śniadania.
— Wcale nie takie złe. — Mruknął do szczura, przeżuwając brązową papkę... "nie wygląda może najlepiej, ale jest smaczne." Wzruszył ramionami i jadł dalej, ukradkiem spoglądając na odchodzącą dumnie dziewczynę.
> Oni wszyscy, te wszystkie dzieciaki naprawdę przypominają mu jego samego. Pozbawione rodzin, względnie samotne choć otoczone rówieśnikami. One wszystkie z początku zawsze są albo uparte, albo przerażone. Czasem na przemian. Potem są tylko bardziej agresywne, uczą się przetrwania... i jeszcze bardziej nienawidzą jego i innych strażników, ale są nauczone tego, czego mają się tu nauczyć – a to jest priorytet. Isaac nie przejmuje się już, że większość dzieciaków go nie znosi. Oni wszyscy po prostu go omijają... chyba żaden nie jest na tyle głupi, by ruszać na niego z widelcami. Za to ci, którym udowodnił, iż w rzeczywistości nie stoi do końca po żadnej ze stron – choć oczywiście nie jest to prawda; Jest człowiekiem, a ludzie zawsze mają nieobiektywne opinie, do tych obiektywnych mogą się co najwyżej zmusić... nieobiektywną opinią Isaaca na temat ośrodków szkoleniowych i przetrzymywania w nich dzieci jest taka, że każde działania niosą za sobą negatywne skutki, lecz czasem warto. "Drugi kęs papki wylądował w przełyku" i mężczyzna poczuł jakby ukłucie na karku. Jego lewa ręka błyskawicznie ruszyła do ataku, plaskając jego własny kark... ale odczucie okazało się nie być komarem, a kawałkiem naostrzonego patyka, którym rzucił jeden ze starszych uczniów. "niektórzy z nich mają nietypowe sposoby treningu." Mężczyzna od razu wiedział, w którą stronę powinien spojrzeć. Nie zwracał nawet uwagi na te kilka kropel krwi, które ulało się spod jego naruszonej skóry. Isaac zmienił swoją minę nie do poznania, wstał podpierając się na rękach i celowo odsuwając swoje krzesło z denerwującym piskiem. Kilkanaście metrów od niego siedział Leo Martinez, obecnie siedemnastolatek, który trafił do ośrodka w wieku jedenastu lat. Z początku nie znosił Isaaca, potem przez jakiś czas korzystał z jego korepetycji... a później z powrotem się do niego odwrócił, bez wyraźnego powodu nienawidząc go jeszcze bardziej. Niemniej, gdy tylko spoczął na nim wzrok perfekcyjnie odgrywającego rolę bezwzględnego ochroniarza Isaaca, zamarł w bezruchu. Dobrze wiedział, co go czeka... i niedługo musiał tego wyczekiwać. Mężczyzna bez problemu wygiął jego rękę prowadząc niemal do złamania i przygwoździł chłopaka do stołu. O mało nie trafił nim w talerz.
— Czyżbyś zapomniał, gdzie twoje miejsce? — Warknął brutal, którego szczur wyglądał zza kołnierza na przerażonego chłopaka. Inni strażnicy, przyglądający się całemu zajściu, jedynie się przyglądali. Taki już tu zwyczaj, że kiedy jeden interweniuje, a dzieciaki się nie buntują, to się mu nie pomaga. Leo nie odpowiadał, na stół spłynęła tylko jakaś zbłąkana łza. — Słucham cię. — Isaac nie odpuszczał. Poprawił swój chwyt na ramieniu chłopaka, dzieciak jęknął.
— Nie, sir. — krzyknął, powstrzymując się od płaczu. — naprawdę! Przysięgam... proszę! — Ostatnie kilka sekund udręki i koniec. Zupełnie, jakby nic się nie stało.
— No. To chciałem usłyszeć. — Mężczyzna poklepał go po ramieniu i w pełni się wyprostował. — Nie rób tego więcej. Następnym razem możesz nie trafić na mnie. — To prawda. W gruncie rzeczy metody Williama wcale nie są najgorsze w ośrodku... choć wielu uczniów po takim pokazie mogłoby uznać go za człowieka niezwykle strasznego, równie wielu po ów zajściu szepce do innych "Dobrze, że to tylko Isaac." — bo skręcone ramie to doprawdy nie ostateczność. Nie w tym miejscu.
> Isaac wrócił już do stołu, dokończyć śniadanie, gdy zauważył... „Ona nadal tu jest?” Owszem. Rudowłosa dziewczynka cały czas stała w tym samym miejscu, w którym Isaac widział ją ostatnio. Stała tak z tacą w ręku i przyglądała się mu, próbując wiercić się w jego myśli. A może wydłubać mu oczy? Pewnie obie opcje są równie prawdziwe. Dopijała herbatę, której Isaac osobiście nie lubi. Woli kawę.
— Jesteś obrzydliwy. — Powiedziała. Wyczytał to z jej ust... nie jest w tym może najlepszy, aczkolwiek dobrze kojarzy ten akurat dobór słów. Wielu już mu to powtarzało, szczególnie w złości, po tego typu sytuacjach. Oparł się jedną ręką o oparcie krzesła, wyginając się do tyłu.
— Wcale nie. — Rzekł, patrząc jej w oczy. „Przegiął?” Dziewczyna wybuchła, szła na niego z zadziwiającą prędkością... „Czy ona naprawdę ma zamiar to zrobić?”
Nie musiał sobie na to odpowiadać. Nim się zorientował, otrzymał od niej całkiem udanego lewego sierpowego... aczkolwiek niezbyt silnego, toteż nie wywarł na nim takiego wrażenia. Większą rolę odgrywała tu sama scena. Mimo woli chwycił się za szczękę. Drugą zaś ręką pokazał 'znajomym z pracy', by nie interweniowali. — Poćwicz nad mięśniami. Marnie z tym trochę. — Powiedział, łapiąc ją za rękę i ją potrząsając.

<Bianca?>

czwartek, 13 października 2016

Od Bianci cd. historii Isaac'a

Parę razy widziałam tego mężczyznę i tak jak innych ochroniarzy nienawidziłam go. Miałam ochotę wydłubać mu oczy widelcem, chociaż to byłby zły pomysł. Jednak marzyć jeszcze mi nie zabroniono. Moje myśli przerwał John, który zauważył coś dziwnego. Okazało się to coś być szczurem tego typa. Spojrzałam na to szare stworzenie, a chłopak za to pisnął jak baba.
- Schowaj go - rozkazałam, jakbym była tutaj szefem. - On ma jakąś chorobę, a ja ich nienawidzę - mruknęłam popijając ciecz w moim kubku, który miał być herbatą, a smakował jak stare fusy z kawy. Mężczyzna spojrzał na mnie, po czym cmoknął. Szczur spojrzał na niego, a on go zabrał.
- Idę stąd -  mruknął chłopak i zabrawszy swoją tacę, poszedł do innego stołu. Tak samo zrobiła reszta, zostałam tylko ja i mężczyzna. Spojrzałam na niego spode łba i nie ruszyłam tyłka, tylko dalej kontynuowałam swój posiłek.
- A ty nie zamierzasz się przesiąść? - jakoś nie był specjalnie urażony tym, że był powodem ich przesiadek. Wyglądał raczej na obojętnego, jakby to już się działo parę razy z rzędu.
Wzruszyłam ramionami przęłykając ziemniaki.
- To tylko szczur, a nie jakaś zaraza, skoro jeszcze żyjesz - skończyłam żuć i została mi już tylko ta ohydna herbata. Odsunęłam krzesło i chwyciłam w obie dłonie tackę, na której już nie było jedzenia, albo przynajmniej większości. - Skoro pomagasz, to może zrób coś, aby to się dało jeść - mruknęłam z niesmakiem. Dalej czułam ten smak surowych ziemniaków, albo przesolonego mięsa. - I jeśli uważasz, że wyszło ci to na dobre, nie miałem dzieciństwa - pokręciłam głową i skierowałam się do wyjścia ze stołówki. Odłożyłam na miejsce tackę, porozdzielałam naczynia od sztućców, po czym przeszłam przez próg i skierowałam się do swojego pokoju.
Ten mężczyzna być nieco żałosny. Jak siedzenie w takim miejscu może wyjść na dobre? Walczysz by żyć, a żyjesz by walczyć to jest logika tego zasran*go miejsca.

<Isaac? Wybacz, ze takie krótkie>

środa, 12 października 2016

Od Isaac'a

Zakapturzona postać idzie w deszczu, oświetla ją mętne światło latarni. Ulica jest pusta, gdzieś w ciemnym zaułku jedynie bezdomni palą kolejne śmieci, gdy choć odrobinę zelżyć sobie w cierpieniu. Ciemne włosy kobiety wystają spod skrywającego ją młodą twarz kaptura... nikt nie zwraca na nią uwagi, ani na niewielki koszyk, który tak kurczowo trzyma, płacząc.
— Będę tak tęsknić... — Szepce, kładąc go pod drzwiami jednego z ponuro-szarych budynków. Ale nie mam wyboru myśli. Nikt nie zważa na nieprawdziwość tych niewypowiedzianych nigdy słów. Kobieta puka w drzwi i ucieka. Dopiero po minucie otwiera je niebieskooka staruszka. Od razu patrzy w dół, nikogo innego się nie spodziewała. Nie tak późno...
— Chodź tu, biedaku. — Mówi, biorąc niedawno narodzonego chłopka w objęcia. Niemowlę zaczyna płakać. Nie przestaje... czemu miałoby? Matka go zostawiło, przecież nikt mu nie wmówi, że jest inaczej. Czyż nie?

***

— Wiesz, Pengui. Czasem myślę, że ona po prostu mnie nie kochała. — ośmiolatek, siedząc ze swoją czwórką znajomych przy jednym z ognisk. Jest już późna noc, oni jednak nie mogą zasnąć... są głodni. Kto godny może zasnąć? — Helen mówiła mi, że większość matek zostawia w koszyczku chociaż imię, jakąś notkę, aby opiekować się dobrze... ona nie dość, że nie zostawiła nic. Leżałem w koszyczku niemal nagi, tylko opatulony w jakiś kocyk. Niby można by to tłumaczyć. Nie było jej stać, cokolwiek, ale. ChoIera. Nagi, późną jesienią? A co, gdyby nikt nie usłyszał pukania? Ehh... — To faktycznie nie dawało mu spokoju. Dzieciaki poruszały temat rodziców strasznie często, aż niepokojąco. Cała piątka dobrze wiedziała, że nie powinna tego robić. Rozpamiętywanie wszystko utrudnia, ale żadne z nich nie potrafiło powiedzieć:
— Kochani rodzice, co?
— Ta... — Wszyscy chórem. Isaac dołączył do paczki niespełna dwa lata temu. Dokładnie trzy dni po tym, jak cały dom dziecka się spalił, a wszyscy w nim utknęli. Tylko on zdołał uciec, ale nikt nie przejmował się i nie szukał jakiegoś nieistotnego bachora, którego nawet matka nie chciała. Cóż, to nie moja wina. Sorry. Tułał się po ulicach i żebrał o byle kawałek chleba, aż spotkał Pengui'ego i jego bandę, która go przygarnęła. Był najmłodszy w grupie. Sam Pengui był od niego pół roku starszy, Elise miała dziewięć lat, a bliźniaczki – Molly i Cat po dwanaście. Od razu polubili kruczoczarnego Isaaca. W tym momencie dopiero uczył się kraść, aczkolwiek wcale nie szło mu to tak źle...
>Następnego wieczoru odbył się pierwszy skok, jakiego Will dokonał samemu. Poszło mu świetnie, a paczka ze sprzedaży drobiazgów miała jedzenia na dwa tygodnie. To prawdziwy sukces, gdy mówi się o życiu na ulicy. Serio. Pozwolili sobie nawet na kupienie kilku bandaży i leków przeciwbólowych, tak w razie czego.
— Widzisz? Nie była tak źle! — Cała czwórka była naprawdę podekscytowana, gdy zobaczyli zawartość kieszeni chłopaka. Ach, wszystkie te wisiorki opchnęli za naprawdę niezłą sumkę. Nie w sklepie, rzecz jasna... kto byłby tak tępy i sprzedawał kradzione w sklepie? Przynajmniej w 'prawdziwym'. Choć w sumie... sklep to sklep, co nie?
Później były kolejne włamania i inne kradzieże. Ale przynajmniej już się nie nudził. Ta ostatnia ucieczka była szczególnie emocjonująca... jedynie upadek Pengui'ego nie był zbyt krzepiący. Isaac naprawdę starał się go utrzymać, ale cóż mógł zdziałać? Pengui złamał nogę i nie miał jak wspiąć się z powrotem. Trzeba było zwiewać. Ty albo on, Isaac! No, już. Chodź! – parę dachów dalej i tak ich złapali, ale przynajmniej trochę bardziej zmęczyli gliniarzy. Cholerne psy, niech ganiają za piłką.

Isaac zupełnie nie ma pojęcia, co później stało się z resztą paczki. Być może została odesłana do więzienia, a może – co sam chłopak uważa za znacznie bardziej prawdopodobne – odesłano ich do innych ośrodków. Pewnie nie chcieli ryzykować prób ucieczki. Nie wiedzieli tylko, że gdy tylko Isaac został wprowadzony za mury i pokazano mu wszystkie warunki pobytu... mimo wielu zakazów i obowiązków, już wiedział, iż nigdy nie zechce stamtąd uciec. I nie próbował, ani razu... choć inni wielokrotnie usiłowali tego dokonać i przekonać go do tego samego. Czy nie widzisz, co oni nam robią, Isaac?!, ale on tylko odpowiadał Wiem. Wszystko to już wiem... walcz, albo giń. i wracali do kucia planów budynku, a potem zmagali się z tego konsekwencjami.

*Dziś*

Tego ranka mężczyznę wyjątkowo obudził tradycyjny świst grającego na pełen głośnik telefonu. Skłamałabym, gdybym stwierdziła iż była to przyjemna pobudka. Niemniej mężczyzna podszedł do wyłączenia alarmu zaskakująco spokojnie. Ospale wychylił rękę spod kołdry, przechylił się lekko w bok i chwycił smartfona w dłoń. Dopiero, gdy spojrzał w jego ekran – 9:00 – przesunął palcem po ekranie. Muzyka przestała lecieć, a William jeszcze chwilę leżał w bezruchu.
— Wstydziłbyś się, Jas. — powiedział nagłos, patrząc w sufit. Biały gryzoń wylegujący się na jednym z kolorowych hamaków wewnątrz klatki podniósł z zainteresowaniem głowę. „Do mnie to było?” Zdawał się pytać, ale nie otrzymał odpowiedzi. Ale cóż... co prawda, to prawda. Szczur zawsze budził się wcześniej i dbał o napełnienie miski jeszcze przed ósmą trzydzieści, tak by Isaac zdążył na spokojnie przebrać się i zjeść śniadanie, by potem mieć jeszcze trochę wolnego czasu na poranny trening. teraz będzie musiał się śpieszyć i nie zdąży pewnie się nawet rozciągnąć... nie, żeby miał żal do zwierzaka. To nie miałoby sensu, musiałby udać obrażonego i zostawić go w klatce na cały dzień. A przecież wszyscy wiemy, że w życiu by tego nie zrobił. Poderwał się więc w końcu z łóżka, odłożył telefon z powrotem tam, gdzie był i wyciągnął z szafy pierwszy lepszy zestaw ubrań. Zmienił bokserki, wsunął czarne jeansy, włożył koszulę i narzucił na siebie płaszcz, co by nie było mu aby chłodno. Mamy w końcu jesień, a spora część jego dnia odbywa się na zewnątrz. Na sam koniec podszedł do klatki i otworzył jej drzwiczki, czarnooki gryzoń błyskawicznie znalazł się na jego ramieniu. Mężczyzna nie zdążył nawet wypowiedzieć swojej kwestii... niemniej i tak postanowił ją odbębnić:
— No, wskakuj. — Rzucił, zamykając klatkę. I to by było na tyle, jeśli chodzi o przebywanie w pokoju... wyszedł więc niego, zamknął drzwi na klucz i skierował się na stołówkę, w której – swoją drogą – była już cała chmara dzieciaków czekających na śniadanie. Gdy tylko wkroczył na salę, spora część z nich skierowała na niego wzrok, doprawdy zaskoczony. Inni członkowie personelu jadają w osobnej stołówce, przeznaczonej specjalnie dla nich. te wszystkie zdziwione dzieciaki to zapewne nowi, którzy jeszcze nie zdążyli go poznać. Uśmiechnął się do nich, wziął tacę z jedzeniem i już po kilku minutach stania w kolejce siedział obok niewielkiej grupki 'pierwszaków'. Miał zamiar już się im przedstawić, zanim jeszcze będzie musiał powstrzymywać ich po kolei przed ucieczką. Co i tak pewnie się stanie... ale przynajmniej zdążą się z nim jako-tako zapoznać. Siedział obok pewnej małej dziewczynki. Wydawała mu się znajoma, aczkolwiek patrzyła na niego z takim samym zdziwieniem, co pozostali.
— Nie, nie jestem uczniem — Zaśmiał się na początek. To miało rozluźnić atmosferę, aczkolwiek niewiele zdziałało. Oczywiście, nie ma przecież powodu, dla którego te dzieciaki miałyby się uśmiechać. Większość z nich jest tu w końcu pod przymusem, nie z własnej woli. Są wściekłe, sfrustrowane i przerażone. — Pracuje w ośrodku jako jeden z ochroniarzy... — Mówił dalej. — ale gdybyście potrzebowali pomocy, zawsze możecie śmiało pytać o Isaaca. O ile nie będzie to nic związanego z zaszkodzeniem ośrodkowi... chętnie pomogę. Wierzcie mi, taka osoba tutaj naprawdę może się przydać. No i przechodziłem to samo, co wy. Mnie też kiedyś tu przywieźli, ale wyszło mi to na dobre.
— Tyle masz do powiedzenia? — Spytała ta sama ruda dziewczynka, która wcześniej była dziwnie znajoma mężczyźnie. — Nie martwcie się, naprostujemy was? — trzeba przyznać, że w pierwszych chwilach nie był pewien, co powinien odpowiedzieć. Ale i tak to zrobił, po chwili namysłu.
— Skoro tak to ujmujesz – owszem. Chciałem tylko zapewnić was, że jeśli nie będziecie sprawiać problemów, pobyt tu może być dla was czystą przyjemnością... w przeciwnym razie – niestety sami się przekonacie. W każdym razie... ja jestem dostępny o każdej porze.
— A to co? — Nieco starszy od dziewczynki – z twarzy – chłopak wzdrygnął się, widząc wystający zza płaszcza mężczyzny ogon.
— To? — Zaśmiał się. — Jas. Mój szczur. — Powiedział, cmokając dwa razy. Gryzoń posłusznie wybiegł na stół i stanął na dwóch łapach, wpatrując się w oczy przestraszonego chłopaka. Isaac zacmokał po raz kolejny, szczur rozluźnił się.

<Bianca?>

wtorek, 11 października 2016

Isaac William Turner

http://orig10.deviantart.net/3088/f/2011/063/1/2/1270f42d574721762bf73f77f37a1fc4-d3avc8g.jpg
Imię i Nazwisko| Isaac William Turner
Wiek| 34 lata
Charakter| Niektórzy mogliby rzecz, że tacy jak on nie tylko są zepsuci treningami – oni po prostu 'już tacy są'. Patrzy taki na człowieka, z którym nie zamienił nawet słowa i go osądza. „Spójrz, jak on trzyma tego dzieciaka!” mówi, „zaraz złamie mu rękę...” I faktycznie, mają rację. Przynajmniej w części. Isaac to brutal w bardzo wielu sytuacjach, wredny i jakby skostniały człowiek trzymający się sztywno wyuczonych reguł, które były mu powtarzane przez ostatnie dwadzieścia cztery lata: Nie możesz sprzeciwiać się przełożonym, nie wolno ci dezorganizować pracy ośrodka, nie masz prawa uczestniczyć ani wspierać planów sabotażu, ani ucieczki z ośrodka. W niektórych aspektach życia Isaac to po prostu robot... pracuj, a otrzymasz wynagrodzenie. Może nawet jakiś bonus. Podobnie jak inni pracownicy ośrodka, mężczyzna jeszcze nigdy nie powstrzymał się przed podniesieniem ręki na ucznia, nawet gdy był jeszcze w wieku do nich porównywalnym. Aczkolwiek on jako jeden z niewielu rozumie ich ból, choć nigdy takowego nie podzielał. Poza ośrodkiem nie ma nic, jest wyrzutkiem, dla którego trafienie tu było poniekąd ratunkiem. Cieszył się, że codziennie dostaje żarcie, ma ciepły pokój i ach nad głową... mniejsza już o całe te zasady 'wychowania', że niby na ulicy było łatwiej? Poza brakiem ogrzewania, na okrągło pustym żołądkiem i wciąż obecnym ryzykiem zarażenia wścieklizną od byle jakiego porzuconego psa... no właśnie. Dlatego tym bardziej stara się, by żaden uczeń nie zbiegł. Dla niego lepsze już to, aniżeli bezdomność. „Już ty się nie martw, kiedy dorośniesz, zabiorę cię w miasto i pokażę, jak chcesz żyć.” Może i ten punkt jego życia jest dla niego zbyt drażliwy, być może go po prostu drażni i cała ta sytuacja była dla niego zbyt ciężka, żeby tak sobie o niej zapomnieć... a teraz męczy nią wszystkich wokoło, gdy tylko ma okazję. Ale ma racja. On to widzi, i jego współpracownicy też. Chyba tylko uczniowie nie podzielają jego zdania... ale co oni tam wiedzą? „To rozpieszczone dzieciaki. Po kilku miesiącach pobytu w ośrodku wszystkie zapominają o chęci ucieczki.” Do tego... mimo swoich wad i nadmiernej 'troski', Isaac naprawdę potrafi być miły. Ba, jeśli się postara, wzbudza w uczniach nawet zaufanie! Pomaga im w nauce, trenuje na uboczu... wspiera, gdy może to zrobić.
Zauroczenie| Brak; Trudno, by osoba w tym wieku znalazła tu bratnią duszę... no, wśród uczniów – czy też więźniów – na pewno. Aczkolwiek, kto wie... niezbadane są ścieżki wielu aspektów ludzkiego umysłu. W tym i miłość, której nikt nie może w końcu przewidzieć.
Umiejętności| Isaac zawsze przede wszystkim stawiał na siłę i refleks. Już jako mały chłopak zwinnie poruszał się po dachach, skutecznie uprawiając parkour bez zabezpieczeń. Było mu to szczególnie przydatne, gdy uciekał przed policją... aczkolwiek podczas samej nauki w ośrodku także niejednokrotnie udowodnił, iż jest coś wart. Parę razy kładł na łopatki nawet samego nauczyciela, co oczywiście nie znaczy, że jest niezwyciężony. Oh, było te parę niezapomnianych razy, gdy chodził przez tydzień z limę pod prawym okiem. Czasem na obu... no cóż. Niemniej wciąż się ćwiczy i wcale nie wygląda na to, by jego forma miała spaść. Często widzi się go na siłowni, czasem nawet z jakimś uczniem, którego szkoli.
Ciekawostki| Posiada wytresowanego szczura, którego nosi ze sobą, gdziekolwiek by się nie wybierał. Biały gryzoń ma na imię Jas [czyt dżas] i sprawia wrażenie dość przyjaznego... bądź co bądź daje brać się na ręce i tulić ile wlezie – ha, nawet to lubi! – aczkolwiek na jedno słowo swojego właściciela potrafi rzucić się na kogokolwiek... i poczynić niemałe szkody. Małe to i zaskakująco niebezpieczne. Wlezie wszędzie.
Kontakt| Aveshu

niedziela, 9 października 2016

Otwarcie

W końcu udało mi się dokończyć bloga. Zapraszam do dołączania, gdyż bez was ten blog zginie na samym jego początku.

czwartek, 6 października 2016

Budowa

Stwierdziłam, że ta fabuła jest nudna, jak pisanie dziećmi. Dlatego też znalazłam szablon, a teraz rozmyślam nad nową fabułą.

Bianca Cooks

 http://24.media.tumblr.com/ed1aab64bd589320c1cf4f68da850211/tumblr_n2wucdA4vI1sim304o1_500.gif
Imię i Nazwisko| Bianca Cooks
Wiek| 13 lat
Charakter| Jest to zamknięta w sobie dziewczynka nienawidząca swego życia. Miła, przyjacielska, ale czasem sarkastyczna. Nie potrafi nikomu ulec i się poddać. Zawsze ma ostatnie zdanie, więc można by rzec, że jest wręcz prostacka i nie ma wychowania. Nie jest egoistyczna, ale zazwyczaj to ona ustawia wszystkich ludzi i wydaje im polecenia. Nigdzie się nie rusza bez planu działania, chociaż zdarzały się akcję na żywioł. Nie potrafi z nikim nawiązać jakiekolwiek sensownej rozmowy. Nie ma przyjaciół i przyzwyczaiła się do swojego losu. Zazwyczaj siada gdzieś samotnie. Niektórzy uważają ją za chora psychicznie, gdyż bardzo często gada sama do siebie. Ale co ma zrobić samotny człowiek, aby nie zwariować? Potrafi pracować w grupie, ale nienawidzi być w centrum uwagi, czy w jakimkolwiek dużym towarzystwie. Jak ma sobie poradzić z całym gronem ludzi, skoro nawet nie potrafi nawiązać porozumienia z jedną? Strasznie nerwowa i łatwo jest ją wyprowadzić z równowagi. Nie zawaha się kogoś uderzyć. Bardzo często się mści, ale gdy ma ważny powód. Za byle co może jedynie uderzyć i nic więcej. Nienawidzi porażek, przegrywać, ale umie to robić z godnością. Nawet jeśli w środku ma ochotę cię zniszczyć, zrewanżować się jak najszybciej, to jednak nawet z naburmuszoną miną pogratuluje ci wygranej.
Zauroczenie| To nie dla niej.
Umiejętności| Ma ich wiele, jednak wszystkich nie rozwija. Jedynie skupia swą uwagę na walce. Stara się być jak najlepsza. Dzięki swojej drobnej budowie i młodemu wieku zdaje się na prawdę nie groźna, w rzeczywistości może ci odrąbać łeb. Często wykorzystuje swą niewinną minkę i kradnie różne rzeczy. Jest złodziejem i jeszcze nikt jej nie przyłapał, a jeśli to już zrobił, tak go mogła zgadać, tak go mogła opieprzyć, że zapominał o całej sprawie. Jest bardzo zwinna i szybka, jednak jej największym atutem jest akrobatyka, jak i zwinne ręce. Jest trochę silna, ale dopiero ćwiczy, aby nabyć trochę więcej mięśni. Jeśli chodzi o umiejętności nie związane z walką... może jakieś tam ma, ale żadnych nie rozwija.
Kontakt| Dangerous.

Nowy admin

Witajcie, jestem nowym adminem, który spróbuje jakoś rozruszać ten blog. Czy to mi się uda? Dobre pytanie... Już powysyłałam pytania, czy zostajecie i na razie odpowiedziała mi jedna osoba. A może zmienić nieco fabułę? Jedno jest pewne - zmieni szablon i postaram się, aby ten blog się ruszył