- Chyba wiem, jestem tu dopiero dwa lata - mruknęłam próbując oswobodzić rękę, jednak to było nieudolne.
- Nie szamotaj się - rozkazał, po czym wyciągnął mnie ze stołówki. Czułam na sobie wzrok innych dzieciaków, ale nie obchodziło mnie to. W porównaniu do nich zawsze próbuję coś zrobić, chociaż szczerze mówiąc jeszcze nigdy nie próbowała uciec. Może to kiedyś zrobię, ale gdy będę gotowa. Teraz muszę sobie tutaj poradzić.
Mężczyzna wyciągnął mnie na pusty korytarz, dając do zrozumienia innym jego kolegom, że sobie poradzi. Zostawili ans samych i teraz stałam sama z obcym towarzyszem na pustym korytarzu.
- Puść mnie - warknęłam dalej próbując wyciągnąć rękę z jego uścisku, ale on jedynie ją bardziej zgniótł. Zaczynałam przestawać czuć krew w dłoni. Tak jakby właśnie zaraz miała zostać oderwana od reszty ciała i tyle.
- Najpierw się uspokój. Jakbyś rzuciła się na kogoś innego, skończyłoby się to gorzej - powiedział stanowczym głosem, dalej mnie nie puszczając. Mogłam go ponownie uderzyć, bo miałam drugą wolną rękę, ale to nic by nie dało. Musiałabym mieć więcej siły, albo trafić w takie miejsce, że musiałby być zmuszony do puszczenia mnie. Przez chwilę się zastanawiałam, aż w końcu machnęłam jednocześnie nogą i ręką. Dłoń wycelowałam w jego twarz. Tak jak chciałam, złapał ją, a nogą mogłam go swobodnie uderzyć w krocze. Automatycznie mnie puścił i się zgiął. Dobrze wiedziałam, że już się nie uratuje, tak więc nawet ucieczka byłaby zbędna i niepotrzebna. W końcu by mnie wyciągnęli z pokoju, zmuszając do jakiś tortur czy kar. Stałam tak parę kroków od niego. Po paru sekundach jednak się wyprostował, nie wywarzając na ból członka.
- Nie ma nic gorszego od złamanego serca. Nawet śmierć była by dla mnie ulgą - oznajmiłam mu.
Do głowy powróciło to ostatnie wspomnienie z rodziną. Pamiętam to dobrze, stało się to dziesięć lat temu. W moje urodziny, gdy wszyscy się świetnie bawili, a potem leżeli martwi na ziemi.
<Isaac?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz