W końcu się obudziłam, niestety przypięta do łóżka szpitalnego. Zobaczyłam najpierw biały sufit, a potem do mojego nosa przypłynął ten okropny zapach chemikaliów. Podniosłam głowę i zobaczyłam pustą salę. Niczego nie pamiętałam ze wczorajszego dnia i nie rozumiem, dlaczego tu się znajdowałam. Kolejne badanie? Przecież odbyły się one tydzień temu i wyszły pozytywnie, tak więc o co im może chodzić? Bez namysłu wszystko z siebie pozdejmowałam i zeskoczyłam z łóżka. Bez oglądania się pobiegłam do drzwi i w samym progu wpadłam na lekarza.
- Ej! Gdzie ty uciekasz?! - krzyknął.
Chciał mnie chwycić za ramiona, ale zdążyłam przejść pod jego nogami i dalej biec przed siebie. Słyszałam za sobą rytmiczny bieg, który przerodził się w pościg. Goniło mnie jakoś trzech strażników, jednak ja byłam na prowadzeniu. Nie chodziło tu tylko o szybkość, ale także o to, że za nim oni zostali powiadomieniu o mojej ucieczce, ja byłam już paręnaście metrów od nich. Gdy odwróciłam głowę, aby sprawdzić czy są blisko, wpadłam na jakiegoś chłopaka. Był ode mnie większy, tak więc on utrzymał równowagę, a ja wylądowałam na ziemi z łoskotem.
- Weź mnie nie wydaj - powiedziałam szybko nawet mu się nie przyglądając, po czym wbiegłam do przypadkowego pokoju. Nie zdążyłam przyjrzeć się numerowi, ale było to piętro z numerami od setki. Przywarłam do drzwi plecami nasłuchując i modląc się, aby ten ktoś mnie nie wydał. Wiem, że tak czy siak będę miała przesrane od nich, ale jednak wolę wpierw ochłonąć, przypomnieć sobie wczorajszy dzień i wtedy przyjąć wszystko jak na człowieka przystało.
<Logan? Wybacz, że czekałeś>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz