poniedziałek, 31 października 2016

Od Victori

Jechałam pewnym autokarem w stronę centrum Filadelfii. Ku mojemu zdziwieniu jechały same dzieci, byli również opiekunowie ubrani w moro. Zastanawiałam się gdzie ja jadę z taką gromadą dzieci? Najwyraźniej nie pamiętam co wydarzyło się wczoraj oraz jak do tego doszło. Pamiętam tylko tyle że w pewnym momencie "odleciałam". Piłam wraz ze znajomymi w lesie. Może opiekunowie mnie znaleźli w głębi lasu? Zaczęłam patrzeć wzdłuż autokaru, by sprawdzić czy tylko mnie z gromady zabrali wtedy z lasu. Patrzałam na sam koniec autokaru i zobaczyłam swoich znajomych, ulanych w trupa. Spali, nie ruszali się. Pewnie i oni będą zdziwieni jak się obudzą. Minęło z dobre 30 minut, oni nadal się wybudzili, spali jak kamień. Po krótkim czasie wjechaliśmy na plac pewnego budynku. Był on wręcz ogromny, tak samo jak plac. Wokół bram były druty, zastanawiałam się czy ja trafiłam do zakładu poprawczego albo nawet i gorzej? Autokar stanął, opiekunowie każą nam wszystkim stać i udać się do wyjścia. Gdy zaczęłam wychodzi patrzę że tamci obudzili się, w końcu. Pewnie jest to dla nich wielki szok jak dla mnie. Słyszałam krzyk opiekunów i ich wybierających z tylnej części autokaru. Wszyscy stanęliśmy w szeregu. Zaczęli nas obliczać. Było nas 47. Zaczęli krzyczeć na nas jak mamy się ustawić, prosto i na baczność. Wtedy jeden z opiekunów pstryknął palcem. Przyszły 3 kobiety z tego ośrodka mające po kilkanaście sztuk mundurów w moro. Podała mi jeden z mundurów. Chcąc dowiedzieć się o co tutaj chodzi, zapytałam:
- Co tu się dzieje? Gdzie ja jestem? Dlaczego tu są same dzieci?
Opiekunka spojrzała na mnie swymi niebiesko błękitnymi oczyma i odparła:
- Znajdujesz się w budynku wojskowym gdzie zostaniesz wyszkolona jak i inne dzieci na żołnierzy.... - Zaraz po tym spojrzała się na drugiego opiekuna i potem zaś na mnie i dodała:
- Na morderców - wybełkotała kobieta i szybkim krokiem poszła rozdawać mundury dalej.
Byłam zaskoczona tą całą sytuacją. Że ja miałabym być mordercą? Nie wyobrażam sobie dzieci oraz siebie z karabinem w ręku. To było smutne wiedząc że i tak kiedyś polegniesz na bitwie.
Nagle rozdzielili nas, na tych młodszych i na starszych. Na szczęście będę przy boku mojej gruby z imprezy. Oni też nie wiedzieli o co tutaj chodzi. Powiedziałam im to co przekazała mi opiekunka. Byli przestraszeni. Pomimo faktu iż jesteśmy starsi chyba od wszystkich dzieci jakich tutaj byli zebrani.
Poszliśmy do swoich pokoi. Michael, mój przyjaciel zaczyna mnie wypytywać co będzie dalej, czy rodzice o tym wiedzą. Nie wiedziałam jak mu odpowiedzieć. Sama nie znałam odpowiedzi na to pytanie. Mam nadzieję że rodzice czują się dobrze i im nic złego się nie stanie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz