- Schowaj go - rozkazałam, jakbym była tutaj szefem. - On ma jakąś chorobę, a ja ich nienawidzę - mruknęłam popijając ciecz w moim kubku, który miał być herbatą, a smakował jak stare fusy z kawy. Mężczyzna spojrzał na mnie, po czym cmoknął. Szczur spojrzał na niego, a on go zabrał.
- Idę stąd - mruknął chłopak i zabrawszy swoją tacę, poszedł do innego stołu. Tak samo zrobiła reszta, zostałam tylko ja i mężczyzna. Spojrzałam na niego spode łba i nie ruszyłam tyłka, tylko dalej kontynuowałam swój posiłek.
- A ty nie zamierzasz się przesiąść? - jakoś nie był specjalnie urażony tym, że był powodem ich przesiadek. Wyglądał raczej na obojętnego, jakby to już się działo parę razy z rzędu.
Wzruszyłam ramionami przęłykając ziemniaki.
- To tylko szczur, a nie jakaś zaraza, skoro jeszcze żyjesz - skończyłam żuć i została mi już tylko ta ohydna herbata. Odsunęłam krzesło i chwyciłam w obie dłonie tackę, na której już nie było jedzenia, albo przynajmniej większości. - Skoro pomagasz, to może zrób coś, aby to się dało jeść - mruknęłam z niesmakiem. Dalej czułam ten smak surowych ziemniaków, albo przesolonego mięsa. - I jeśli uważasz, że wyszło ci to na dobre, nie miałem dzieciństwa - pokręciłam głową i skierowałam się do wyjścia ze stołówki. Odłożyłam na miejsce tackę, porozdzielałam naczynia od sztućców, po czym przeszłam przez próg i skierowałam się do swojego pokoju.
Ten mężczyzna być nieco żałosny. Jak siedzenie w takim miejscu może wyjść na dobre? Walczysz by żyć, a żyjesz by walczyć to jest logika tego zasran*go miejsca.
<Isaac? Wybacz, ze takie krótkie>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz