niedziela, 6 listopada 2016

Od Bianci cd. historii Logana

Lekarz przez jakiś czas był cicho, jakby patrzył na odchodzącego chłopaka. Dopiero po paru sekundach się do mnie zwrócił. Wcześniej myślałam, że jest on moim wytworem wyobraźni i go tutaj nie ma.
- A więc skutki uboczne to ślepota? - stwierdził. Jego głos był spokojny, za co chciałam mu przywalić. Ale nie wiedziałam gdzie mam kierować pięść, dlatego też usiadłam na wybranym przez niego miejscu. Kazał mi się położyć. W tym momencie usłyszałam bieg parunastu ciężkich kroków. Czyżby to moi strażnicy, którym udało mi się uciec?
- Tutaj jesteś - warknął jeden z nich.
I od tamtej pory zaczęła się kłótnia na pół godziny. Wszyscy się darliśmy, ja chyba najgłośniej, chociaż próbowali mnie uspokoić. Musiałam im udowadniać, że jestem ślepa. Zaczęłam ich wyzywać od niekompetentnych ślimaków - normalnymi wyzwiskami nic bym nie zdziała - i takich tam. Tłumaczyłam im, że to było w celu mojego badania. Musiałam sprawdzić skutki uboczne. Potem zajęłam się obroną chłopaka, aby jemu nic nie zrobili za opuszczenie budynku bez pozwolenia. Ze swojego tematu, przeszłam na uratowanie mi tyłka przez Logana. Że gdyby nie on, bym się zapewne zabiła. Wymusiłam w sobie także łzy, które oznaczały strach. Po tym ciężkim dowodzie udowodnienia, że nie zasługujemy na karę, odeszli w końcu. Musiałam to wszystko nawet porównać do prawdziwej bitwy. Że mogliśmy zginać, że oni także. Wszystko skleiłam w całość i bardzo wątpiłam, a nawet byłam pewna, że nic mu nie zrobią, ani mi, czy jego maszynie. Jak na razie wszystko zapowiadało się całkiem normalnie. Jeszcze tylko wzrok...
Poczułem ukłucie w karku i po chwili ciemność nie oznaczała ślepoty, tylko zemdlenie.

Stanęliśmy na przeciwko siebie. Tylko ja i on. Sami na polu. Jeden cel - walka. Na śmierć i życie? Być może. Jeśli wpierw on nie ucieknie, bo ja nie mam zamiaru się poddać. Przygotowałam się. Byłam w stu procentach gotowy, tak jak on. Wiatr był po mojej stronie. Stanęłam w odpowiedniej pozycji, po czym zmarszczyłam czoło.
- Gotowy? - zapytałam.
Skinął głową. Obydwoje ruszyliśmy w tym samym momencie odbijając się tylnymi łapami od ziemi. Skoczył na mnie, ale ja zrobiłam szybki unik. Tym samym chciałam go uderzyć tylnymi łapami, jednak on odskoczył. Ruszyłam na niego biegiem, a gdy wylądowałam na nim, chwilę się zataczaliśmy po błocie, aż mnie nie ugryzł w szyję. Cicho zaskowytałam, po czym uderzyłam go pazurami po mordzie, tym samym zostawiając ślad na jego policzku. Puścił mnie, a ja go kopnęłam tylnymi łapami. Uderzył plecami o kamień, jednak się nie poddał. Skoczył na mnie, a ja przyjęłam jego atak. Otwarłam pysk i przejechałam kłami po jego twarzy, odgryzając tym samym część jego ucha. Usłyszałam cichy jęk bólu, a następnie sam go poczułam na przedniej łapie. Wgryzł mi się w nią, a ja byłam zmuszony drugą wydłubać mu oko, a następnie ugryźć go w szyję. Puścił mnie. Chwyciłam go za fraki i rzuciłam nim o drzewo. Usłyszałam chrupnięcie kości. Zaczęłam biec za nim, jednak łapa mi w tym przeszkadzała. Wgryzł się głęboko, jeśli nie tknął kości. On sam zaś zaczął uciekać, chociaż z trudem. Przywalił głową o drzewo i teraz biegł, jakby był po alkoholu. Wiedziałam, że to nie był koniec...


A gdy otworzyłam oczy, zobaczyłam biały sufit.

<Logan?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz