czwartek, 3 listopada 2016

Od Logana cd. historii Bianci

- Tylko to sobie zabandażuj, bo zaraz się wykrwawisz – poradziła i udała się w dalszą drogę do skrzydła medycznego.
Wszedłem do pokoju, nie pościelone łóżko, rozwalone ciuchy, otwarta szafa jednym słowem mam tutaj syf po jednym dniu. Poszedłem do łazienki i przepłukałem ranę, nieźle się wbił tym nożem, o dziwo znalazłem tu ostatni kawałek bandaża, którym owinąłem dłoń. Teraz czas posprzątać ten cały bałagan, zacząłem od ułożenia rzeczy w szafie i jej zamknięcia, później czas przyszedł na łóżko, z którym szybko sobie poradziłem, koniec. Wziąłem do ręki telefon siedemnasta, wcześnie, za wcześnie, może by tak się przejechać tam gdzie wczoraj? Chociaż jest błoto i będzie ciężko, ale dam radę. Szedłem powoli przy ścianie by nikt mnie nie zauważył, minęło mnie dwóch ochroniarzy „opanuj oddech” tylko to krążyło mi po głowie. Wszystko szło idealnie, byłem już prawie na miejscu, pamiętałem doskonale całą drogę, lecz mały incydent mi w tym przeszkodził. Mianowicie ktoś założył mi opaskę na oczy i mocno ją zawiązał, zacząłem się szarpać, było to niestety bez sensu, bo napastnik wstrzyknął mi coś w szyję. Poczułem tylko ukłucie i zemdlałem.

- Logan wstawaj spóźnimy się – powiedział ciemnowłosy chłopak
- Jack co ty tu robisz? - zdziwiłem się widząc chłopaka
- Młody masz amnezje czy co? Przecież ja tu mieszkam. - odpowiedział zdziwiony.
- Przecież ty nie żyjesz...
- Musiało ci się coś śnić – powiedział siadając na łóżku i głaszcząc mnie po włosach.
Znajdowałem się w moim starym pokoju w Nowym Yorku, za oknem słychać było jak przelatuje samolot, wszystko było takie realne. Najważniejsza osoba w moim życiu siedziała teraz obok mnie, nie miał żadnych zadrapań wszystko było z nim w porządku. Przytuliłem go, Jack bez zastanowienia to odwzajemnił przytulając mnie jeszcze mocniej.
- Tak to był tylko sen, straszny sen. - odpowiedziałem mu po chwili.
W tym momencie popełniłem błąd, zniknęliśmy z pokoju i pojawiliśmy się w sali operacyjnej. Zobaczyłem jak jego ciało jest zakrywane przez lekarzy, on umarł tak jak wtedy.
- Zapisz, zgon po 3 godzinnym zabiegu usunięciu pocisku z klatki piersiowej. Godzina 4.00 – powiedział jeden z lekarzy.
Nogi się lekko pode mną ugięły, dlaczego to widzę? Dlaczego?! Kiedy wreszcie się z tym pogodziłem znowu nie mogę w to uwierzyć, zostań ze mną Jack...


W tym momencie się ocknąłem, sen to tylko sen, mój oddech... taki niespokojny. Nie byłem w swoim pokoju, ten, w którym się znajdowałem był cały biały, na dodatek leżałem na szpitalnym łóżku, to już przesada. Chciałem się podnieść, lecz czyjaś silna ręka pociągnęła mnie do tyłu. Była to osoba w białym kitlu, lekarz?
- Leż Black jesteś jeszcze słaby – ozwała się postać
- Kim jesteś? - zapytałem
- Twoim lekarzem, poczekaj tu na mnie. - powiedział wychodząc
No jasne głupie pytanie, głupia odpowiedź. Czemu powiedział, że jestem słaby? Czuje się świetnie. Usiadłem na łóżku i spuściłem nogi w dół, miałem już wstać i pójść do siebie, gdy zauważyłem w futrynie drzwi Biance, patrzyła na mnie jej wzrok jakby pytał Co robisz?, Nie radze uciekać.
- Nie radzę, chyba, że chcesz leżeć na ziemi.. - ozwała się
Położyłem się z powrotem, dlaczego to zrobiłem? Sam nie wiem, jestem od niej o wiele lat starszy mógłbym robić wszystko po swojemu. Wiedziałem jedno, ona jest tu dłużej i raczej zna się na takich sprawach. Popatrzyłem na kalendarz, byłem nieprzytomny dwa dni...

<Bianca?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz