Op do dokończenia...

Podstrony

niedziela, 30 października 2016

Od Bianci cd. historii Logana

Stawiam kolejne łapy na mokrym jeszcze śniegu, który przylepia się do moich łap, przez co moja podroż jest utrudniona. Jest mi coraz ciężej, a śnieżyca postanawia nie ustawać. Idę pod wiatr czując, jak każdy płatek śniegu wchodzi pod moje futro, mrożąc mnie żywcem. Jednak idę dalej, byle by się nie zatrzymać, a gorzej, żeby nie zawrócić. Muszę iść przed siebie. Po chwili widzę światło. Ale nie światło takie, które widzą umierający. To bardziej... pociąg! Za nim dźwięk lokomotywy przedrze się wpierw przez śnieg, a następnie moje uszy, zeskakuję z torów, na jakich stałam. Gdy maszyna przejeżdża obok mnie, tracę równowagę przez wicher stworzony przez nią. Pędził jak oszalała, a ja trafiłam na śliski śnieg. Nie mam kiedy wbić pazurów w lód, gdyż za nim się obejrzę, zaczynam się toczyć, niczym mała biała kulka śniegu z górki. Świat wiruję. Nie mogę się zatrzymać, aż w końcu na mojej drodze stoi drzewo. A dalej las. Nie mam szans się zatrzymać, więc czekam na zderzenie.
W końcu się obudziłam, niestety przypięta do łóżka szpitalnego. Zobaczyłam najpierw biały sufit, a potem do mojego nosa przypłynął ten okropny zapach chemikaliów. Podniosłam głowę i zobaczyłam pustą salę. Niczego nie pamiętałam ze wczorajszego dnia i nie rozumiem, dlaczego tu się znajdowałam. Kolejne badanie? Przecież odbyły się one tydzień temu i wyszły pozytywnie, tak więc o co im może chodzić? Bez namysłu wszystko z siebie pozdejmowałam i zeskoczyłam z łóżka. Bez oglądania się pobiegłam do drzwi i w samym progu wpadłam na lekarza.
- Ej! Gdzie ty uciekasz?! - krzyknął.
Chciał mnie chwycić za ramiona, ale zdążyłam przejść pod jego nogami i dalej biec przed siebie. Słyszałam za sobą rytmiczny bieg, który przerodził się w pościg. Goniło mnie jakoś trzech strażników, jednak ja byłam na prowadzeniu. Nie chodziło tu tylko o szybkość, ale także o to, że za nim oni zostali powiadomieniu o mojej ucieczce, ja byłam już paręnaście metrów od nich. Gdy odwróciłam głowę, aby sprawdzić czy są blisko, wpadłam na jakiegoś chłopaka. Był ode mnie większy, tak więc on utrzymał równowagę, a ja wylądowałam na ziemi z łoskotem.
- Weź mnie nie wydaj - powiedziałam szybko nawet mu się nie przyglądając, po czym wbiegłam do przypadkowego pokoju. Nie zdążyłam przyjrzeć się numerowi, ale było to piętro z numerami od setki. Przywarłam do drzwi plecami nasłuchując i modląc się, aby ten ktoś mnie nie wydał. Wiem, że tak czy siak będę miała przesrane od nich, ale jednak wolę wpierw ochłonąć, przypomnieć sobie wczorajszy dzień i wtedy przyjąć wszystko jak na człowieka przystało.

<Logan? Wybacz, że czekałeś>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz